W biurze powiadomiono ludzi, że przyszli na Majdanek tylko przejściowo, w drodze do celu, jakim jest obiecana im przez Niemców ziemia w spokojnym obszarze kraju. Powiedziano im, że Ruski jest niedaleko, że pali wszystko po drodze, więc Niemcy muszą ich ewakuować. Kazano im zabrać ze sobą wszystko, co tylko się da i co zdołają unieść na własnych plecach. Całą drogę dźwigali ciężkie toboły. Szli pieszo, różnymi drogami, kryjąc się przed samolotami w dzień i idąc nocami. Doszli tak do Majdanka. Wszyscy pomimo, że wielu wyszło już z domu chorych.
Eugenia Deskur-Dunin-Marcinkiewicz więźniarka polityczna KL Lublin
Wysiedlenie
Wysiedlenia przeprowadzano według wytycznych opracowanych przez zamojską filię Centrali Przesiedleńczej w Łodzi podlegającą niemieckiej administracji. Rozpoczynano je we wczesnych godzinach rannych. Niemcy otaczali wieś, nakazywali mieszkańcom zabranie najpotrzebniejszych rzeczy, do 30 kilogramów na osobę, i opuszczenie domów. Wszystko odbywało się w ogromnym pośpiechu i panice. Przed uformowaniem transportu wysiedleńców gromadzono na centralnym placu lub w głównym budynku wsi.
Wysiedlenia przybierały często charakter brutalnych pacyfikacji, pociągając za sobą liczne ofiary śmiertelne. Na opieszałość czy próby oporu żandarmi odpowiadali przemocą, w tym użyciem broni. Wywoływało to reakcje polskiej partyzantki podejmującej działania dywersyjne i odwetowe wobec Niemców. Szczególnie brutalnie traktowano mieszkańców miejscowości, w pobliżu których działał ruch oporu: naziści masowo rozstrzeliwali ludność i palili zabudowania. Straty gospodarcze spotkały się z wewnętrzną krytyką ze strony wielu przedstawicieli niemieckiej władzy. Skutkiem tego ostatni etap wysiedleń w lecie 1943 r. realizowano pod pretekstem walki ze „zbrojnymi bandami”.
Wysiedlani byli zazwyczaj przewożeni do obozów zbiorczych w Zamościu bądź w Zwierzyńcu, a stamtąd na Majdanek. Do ich transportu wykorzystywane były pociągi towarowe, samochody ciężarowe lub furmanki, zaś niewielkie odległości musieli pokonać pieszo. Uciekinierów, a często również osoby niedołężne i chore, rozstrzeliwano. W obozach zbiorczych Niemcy przeprowadzali na wysiedlonych badania rasowe i przesłuchiwali ich pod kątem działalności oddziałów partyzanckich.
Niemcy powiedzieli, żeby się nie martwić, nie płakać, być posłusznym, ponieważ chcą nas przesiedlić w miejsce, gdzie będzie nam dobrze, rodzice będą mogli pracować, dzieci będą mogły się uczyć w szkołach. Powiedzieli również, żeby zabrać ze sobą ważne, najważniejsze rzeczy, na co dali nam piętnaście minut czasu i kazali rozejść się do domów. Tak było z każdą rodziną. Wszedł Niemiec, żołnierz niemiecki i pozwalał zabrać tylko to, co najważniejsze.
Stanisława Kruszewska, z d. Wilczak wysiedlona z Dereźni Solskiej
Urodzony w 1938 r. w Aleksandrowie. Po wysiedleniu przetransportowany do Zamościa z rodzicami Józefem (1897) i Anastazją (1905) oraz siostrami Stanisławą (1934) i Krystyną (1938). Po zwolnieniu z obozu rozlokowano ich w szpitalach lubelskich: Józef przebywał w szpitalu Dzieciątka Jezus przez sześć tygodni, a matka z Krystyną w szpitalu Jana Bożego. Potem rodzinę wysłano do Bełżyc, następnie do wsi Choiny pod Lublinem. Do Aleksandrowa powrócili późną jesienią 1943 r. Wstaw podpis
Przybycie do obozu
Po przybyciu do Lublina transporty z wysiedleńcami zatrzymywały się na bocznicy kolejowej położonej nieopodal dworca. Tutaj formowane były kolumny marszowe, które pędzono do obozu. Towarzyszyły temu zazwyczaj szykany ze strony eskortujących je esesmanów.
Po wprowadzeniu na teren Majdanka nowo przybyłych zatrzymywano przed barakiem łaźni, gdzie rozpoczynała się procedura przyjęcia do obozu. Najpierw oddzielano mężczyzn i chłopców powyżej 14 roku życia od kobiet i dzieci. Przed kąpielą wszyscy musieli się rozebrać do naga i oddać swój dobytek. Niektórym udawało się jednak zatrzymać część przywiezionych rzeczy. Mężczyznom przeważnie golono głowy, a części kobiet obcinano włosy. Po opuszczeniu łaźni przybyli otrzymywali odzież obozową – najczęściej znakowane ubrania cywilne. Następnie kierowano ich na pola więźniarskie, gdzie wpisywano ich personalia do ewidencji obozowej. Rejestracji podlegały wyłącznie osoby dorosłe, którym nadawano numery więźniarskie. Informację o przyjętych dzieciach umieszczano w kartotekach odzieżowych matek. Zdarzało się, że duże transporty wysiedleńców kierowano bezpośrednio do baraków mieszkalnych i dopiero po kilku dniach poddawano ich procedurze przyjęcia do obozu.
Pierwszy kontakt z Majdankiem wywoływał u ludności wiejskiej szok. Wyrwani ze swoich domostw, pozbawieni większości dobytku, przeważnie po pobycie w obozach przesiedleńczych, ludzie ci byli przerażeni, wymęczeni i zrozpaczeni. Nie wiedzieli, dlaczego znaleźli się w obozie, ani jaki będzie ich dalszy los.
Na Majdanku pierwsze wspomnienie, a właściwie wstrząsające przeżycie dla mnie, to takie, kiedy zabrano nam nasze ubrania cywilne i po raz pierwszy ujrzałam mamę nagą. Na wsi nagość to… to była rzecz, która albo była potępiana, albo po prostu jej się nie widziało. I tam nagle ujrzałam własną matkę, jakoś tak zubożoną o coś, czy ja wiem… zawstydzoną. Pamiętam, że było to dla mnie ogromnym, wstrząsającym przeżyciem.
Anna Sobczyk, z d. Brzezińska
wysiedlona ze wsi Wola
Fotografia powojenna wykonana przez Edwarda Hartwiga / PMM
The interior of the men’s
(na zdjęciu z ojcem Józefem)
Urodzony w 1939 r. we wsi Wola Duża. Wysiedlony 24 czerwca 1943 r. razem z rodziną: ojcem Józefem (1919) i matką Teofilą (1915) oraz dziadkiem Karolem (1872) i babką Jadwigą (1881). Początkowo rodzina trafiła do obozu przejściowego w Zwierzyńcu, skąd w lipcu 1943 r. przetransportowano ją na Majdanek. W obozie zmarł Karol Mazurek. Prawdopodobnie w sierpniu 1943 r. Juliana z rodzicami wywieziono na roboty przymusowe do Niemiec. Pracowali w gospodarstwie rolnym w Greifenberg na Pomorzu. W 1945 r. Mazurkowie powrócili w rodzinne strony. / PMM
Warunki bytowe – lato 1943
Ofiary wysiedleń kierowane były głównie na III pole więźniarskie, gdzie początkowo umieszczano całe rodziny. Później kobiety z dziećmi trafiały na pole V, zaś mężczyźni na IV, na którym przeznaczono dla nich kilka baraków. W czasie najbardziej wzmożonego napływu transportów wysiedleńcy pod gołym niebem oczekiwali na wolne miejsce w blokach.
Warunki, w których znaleźli się osadzeni, były bardzo prymitywne. W barakach przeznaczonych dla około 250 osób przebywało nawet do tysiąca więźniów. Panowały tu ciasnota i zaduch. Bez dostępu do urządzeń sanitarnych ludziom trudno było zachować higienę osobistą. Z powodu robót kanalizacyjnych w drugiej połowie lipca 1943 r. ograniczono pobór wody na cztery tygodnie. W szczególnie rozpaczliwym położeniu znalazły się wówczas matki z dziećmi. Kobiety, które z rodzinami trafiły na III pole, padały też ofiarą gwałtów dokonywanych przez niemieckich więźniów funkcyjnych.
Głodowe racje żywnościowe, brud i plaga insektów wywoływały epidemie, głównie tyfusu i czerwonki, które dziesiątkowały osadzonych, zwłaszcza dzieci oraz osoby starsze i wycieńczone. Brak możliwości otoczenia chorych właściwą opieką oraz niedostatek lekarstw i środków opatrunkowych przyczyniały się do wysokiej śmiertelności.
Wysiedleńców, dla których Majdanek stanowił obóz przejściowy, nie obowiązywał w pełni rygor, jakiemu poddawano pozostałych więźniów. Mimo to było im niezwykle trudno przywyknąć do obozowej dyscypliny. Nie rozumieli języka, w którym wydawano komendy, nie mieli rozeznania w zwyczajach panujących w obozie, a na co dzień doświadczali aktów przemocy.
Wstaw podpis
Siedzieliśmy, a właściwie koczowaliśmy, bo cała rodzina się mieściła na jednej pryczy. Druga była dla kogoś innego i trzecia też dla kogoś innego. Najbliższe naszemu ciału były pchły, wszy i pluskwy. Oczywiście pchły już czatowały na nas w baraku siedemnastym – była to plaga, niesamowita plaga. Dopadały nas dopiero wtedy, kiedy wychodziliśmy na obiad, oblegały nas na polu. W piasku było pełno pcheł i pełno było też wszy. Łaziły po nas, odrzucaliśmy je z nóg, ale one znowu skakały na nas i gryzły. W nocy najbardziej dawały się nam we znaki pluskwy – jak ugryzły, to powstawały takie bolące miejsca, które okropnie śmierdziały. Te trzy insekty towarzyszyły nam do końca pobytu na Majdanku i żyły po prostu naszą krwią.
Władysław Obirek
wysiedlony z Rudy Różanieckiej
Fotografia powojenna wykonana przez Edwarda Hartwiga / PMM